Moja przyjaciółka (pozdrawiam i całuję w oczka…ją, a niestety nie Ciebie drogi Czytelniku…) skonfrontowała naszą codzienność z tekstem Benedykta Chmielowskiego z roku 1754 (http://www.stankiewicz.e.pl/index.php?kat=10&sub=76 ), a że pewnie oboje lubimy porównania historycznych zapisów z dziejami aktualnymi - i mnie, w tym momencie, „światłość ogarnęła”, jak to czasem pewni ludzie rodzą się w różnych wiekach, a bynajmniej „pasują” jak ulał do spraw i ocen swojego zachowania, wedle dawniejszych wzorców…
O czym ja tak mgliście piszę – ano o tym, że jakby spojrzeć na naszych przedstawicieli w organach władzy, to znalazłoby się pewne prawdopodobieństwo do określeń „opętania”:
*niektórych głowa dziwnie ciąży…
* innym mózg ściśniony bardzo zdaje się…
* na pytania hardo odpowiadają. Spytani często, choć przymuszeni, gadać nie chcą…
* czasem nad miarę dyskursują, ale nie wiedzieć, co by to był za dyskurs…
* zębami zgrzytają, jak psy wściekłe zapienią się…
* będąc z natury prości, nieuczeni, litery nieznający, jeśliby głębokie, wysokie rzeczy interpretowali…
wtedy prawdziwie są opętanymi…
:31 Janusz Stankiewicz
PS pomysł Ani, ale jako, że skromna i nobliwa jest to białogłowa, a przeto nie godzi się jej pisać o zbezeceństwach – ja skromnie jej pomagając, ułożyłem ten poemat…